Musicale - bardzo lubię. Emma Stone - uwielbiam. Damien Chazelle - ogromny kredyt zaufania. Ryan Gosling - odczuwam już lekki przesyt jego osobą, ale w połączeniu z Emmą, biorę w ciemno. Powiedzieć, że na „La La Land” czekałem więc z dużym podekscytowaniem to nie powiedzieć niczego. Poziom dużego podekscytowania to osiągnąłem już w okolicy sierpnia, po pierwszej fali bardzo pozytywnych recenzji napływających z Wenecji. Pierwsze zwiastuny tylko pogorszyły sytuację, bo zapowiadały dokładnie to, czego się spodziewałem: przyjemne piosenki, ciepłe barwy, ładne zdjęcia, delikatnie gwiżdżącego Goslinga, subtelnie falującą sukienką Emmę, rozgwieżdżone niebo, no i pianinko w tle. Kupiony byłem już kilka miesięcy wcześniej, a zwiastuny sprawiły, że byłem gotów pójść z torbami, ale z ogłoszeniem bankructwa musiałem się jeszcze wstrzymać przez kolejne kilka miesięcy. Okrutność.
Zasiadanie na sali kinowej z tak potężnym bagażem oczekiwań rzadko kiedy kończy się dobrze. Zazwyczaj skutkuje to srogim rozczarowaniem, bo nie każdy film potrafi temu sprostać i dostarczyć coś, czego widz spodziewał się dostać. „La La Land” nie trzyma odbiorcy w niepewności, już w pierwszej scenie Damien Chazelle udowadnia, że wszystkie zachwyty nad filmem nie były przypadkowe. Otwierająca film kilkuminutowa sekwencja, która została zrealizowana na jednym ujęciu, na zakorkowanej autostradzie w LA, z kamerą krążącą wokół pojazdów i wychodzących z nich ludzi, biorących udział w spontanicznym tańcu i piosence, jest pokazem kunsztu technicznego, a zarazem deklaracją ze strony twórcy – nie ma tutaj miejsca na postmodernistyczne mrugnięcia okiem i dekonstrukcję gatunku, robimy musical pełną piersią, wskakuj na pokład, albo zostań na poboczu i nie marudź.
Jest to dość niesamowita wolta stylistyczna po równie pięknym wizualnie, ale jednak nabuzowanym energią, agresją, wulgarnością i testosteronem „Whiplashu”. Często się jednak zapomina, że to nie był pierwszy długometrażowy film w karierze Chazelle’a, który zadebiutował przecież (w ubiegłej dekadzie) innym musicalem, czarno-białym „Guy and Madeline on a Park Bench”. Było to niezależne kino, które często było porównywane z francuskimi „Parasolkami z Cherbourga”. Jest to zresztą tytuł, o którym równie często wspomina się w odniesieniu do „La La Land”. Warto dodać, że to właśnie ten film miał być drugim w karierze młodego reżysera. Chazelle miał jednak problemy z zebraniem budżetu, a tymczasem krótkometrażowa wersja „Whiplasha” zrobiła furorę w Sundance i szybko znaleźli się sponsorzy gotowi wyłożyć pieniądze na wersję pełnometrażową, postanowił więc kuć żelazo póki gorące.
I dobrze się stało, bo Chazelle nakręcił najpierw historię demitologizującą zawód muzyka, pokazującą cały trud, ból i kontuzje wiążące się z przyuczaniem się do roli zawodowego grajka, a może nawet artysty, teraz natomiast ma okazję pokazać efekt końcowy - nonszalanckie plumkanie na pianinku jakby to była najprostsza rzecz na świecie. Perfekcyjne opanowanie techniki nie sprawia jednak, że Sebastian (Ryan Gosling) jest szczęśliwym spełnionym muzykiem. Wręcz przeciwnie, na życie zarabia w restauracji przygrywaniem klientom do kotleta różnych obciachowych szlagierów świątecznych, próbując czasem przemycić do repertuaru jazzowe utwory, czego stanowczo zabrania mu szef (J.K. Simmons w fajnym epizodzie). Sebastian marzy o własnym lokalu, gdzie jazz byłby grany w klasycznej formie, a muzycy mogliby dowolnie eksperymentować z gatunkiem i pozwalać sobie na to, żeby to spontaniczne decyzje dyktowały o formie ich występu. Piękne marzenie, ale na razie nie stać go nawet na opłacenie rachunków...
Marzycielką jest również Mia (Emma Stone). Dziewczyna marzy o karierze filmowej, wynajmuje więc w LA mieszkanie z innymi aspirującymi aktorkami. Czas dzieli pomiędzy pracą w kawiarni, a bieganiem na kolejne upokarzające kastingi do filmów i seriali. Mijają tygodnie, miesiące, lata, a Mia wciąż nie może się doczekać swojej przełomowej roli i zaczyna mieć już naprawdę dość przeżywania kolejnych rozczarowań. Emma jest doskonała w tym filmie. Łączy ją z Goslingiem naturalna chemia, która wyczuwalna jest tak na ekranie, jak i we wspólnych wywiadach. Oprócz tego jest uroczą kobietą, która w nienachalny, subtelny sposób potrafi podbić serce odbiorcy, w czym duża zasługa naturalności jej zachowania oraz niesamowitych oczu, w których odbija się każda targająca nią emocja. Jednak nie tylko na predyspozycji do łatwego zjednywania sobie ludzi bazuje swoją rolę, bo jak chyba nigdy wcześniej na ekranie, potrafi podkreślić kruchość emocjonalną postaci i odegrać chwile zwątpienia oraz przygnębienia. W pamięci bardzo zapada scena jednego z przesłuchań, gdy próbuje dać z siebie wszystko w nadziei na otrzymanie roli, a w trakcie odgrywania poruszającej sceny płaczu, gdy jest najbardziej odsłonięta emocjonalnie, niewzruszony ekipa od kastingu prowadzi ze sobą rozmowy i przekazuje sobie różne informacje. Spojrzenie Emmy, zdradzające całą skalę uczuć, rozpacz, zranienie, frustrację, które próbuje zarazem ukryć, bo nie może sobie pozwolić na taką otwartość, na długo ze mną pozostanie.
[ Lekkie spoilery w następnym akapicie]
Film podzielono na cztery rozdziały: zima, wiosna, lato, jesień. W pierwszym bohaterowie ciągle na siebie wpadają, w drugim rodzi się pomiędzy nimi uczucie, w trzecim obserwujemy już ich związek. Wiedząc jak takie historie są budowane, domyślamy się już co nastąpi pod koniec trzeciego rozdziału i czego będzie dotyczyć czwarty. I rzeczywiście, początkowo wszystko wskazuje na to, że Chazelle zamierza podążyć oczywistą ścieżką, co jest sporym rozczarowaniem w tym dotychczas bezpretensjonalnym, czarującym musicalu. Piosenek i muzyki robi się mniej, a zamiast tego mamy więcej smutnej prozy życia i oczywistego melodramatu, bo aspiracje zawodowe obojga bohaterów stają na drodze związku. Myli się jednak ten, kto spodziewa się schematycznego rozwiązania całej historii, bo Chazelle przygotował prawdziwą bombę - poruszający w swej szczerości finał, który miażdży emocjonalnie. Przepiękny motyw muzyczny, piosenka przewijająca się przez cały film, staje się portalem do innej rzeczywistości, alternatywnego wymiaru, który odpowiada na pytanie: „a co by było gdyby...”. Piosenka nabiera nowej znaczenia i na zawsze będzie się już kojarzyć z fantastycznym zakończeniem filmu po którym wychodzi się z kina na miękkich nogach.
Jestem zakochany w „La La Land”. Pierwszą godzinę oglądałem totalnie zauroczony prostotą historii miłosnej, postaciami, delikatnym humorem, piosenkami, choreografią scen tanecznych, wykonaniem tychże oraz klimatem całości. W połowie drugiej godziny przyjemnie lekki nastrój nieco siada, uroczy klimat ulatuje, a Chazelle jakby zapomina, że robi uroczy musical, bo piosenek zaczyna być mało. Okazuje się jednak, że nie jest to przypadkowe, bo tym mocniej uderza później po głowie niesamowicie emojonalny finał. Fantastyczny film, jeszcze się z niego nie otrząsnąłem, wciąż we mnie siedzi, wywołując różne uczucia: radość, smutek, refleksję nad życiowymi wyborami bohaterów, ale przede wszystkim to sprawia, że robi się człowiekowi jakoś tak cieplej na sercu, przyjemnie, kojąco...
http://kinofilizm.blogspot.co.uk/2017/01/la-la-land-recenzja.html
Więcej recenzji i innych materiałów o kinie:
https://www.facebook.com/pages/Kinofilia/548513951865584
Bardzo, ale to bardzo dobra recenzja. Jeszcze nie obejrzałem filmu, czekam (od dobrych kilku miesięcy), aż się zjawi 20 stycznia w polskich kinach. Śledzę ten film od pierwszego teasera i od samego początku jestem nim zauroczony, a po zobaczeniu bardzo wysokich ocen zarówno krytyków jak i widzów na Imdb hype na ten film sięgnął niebotycznych rozmiarów (i do tego te 7 złotych globów, wow!), więc przed filmem niezwykle trudne zadanie sprostać moim oczekiwaniom, zwłaszcza, że uwielbiam musicale.
Na koniec pytanie: czy zwiastuny pokazują same najlepsze momenty z filmu, czy też wszystkiego najlepszego nie pokazały (oby)?
Film fajny, chociaż ze dwie sceny musicalowe można było bardziej trochę rozbudować, tak z większym rozmachem. Koniec końców coś jednak ten film w sobie ma. Za to soundtracku słucham niemal codziennie od momentu gdy go widziałem (ciekawe za ile mi się znudzi...) : https://open.spotify.com/album/5p0H50uFCdWTpLY640HoPc
Właśnie obejrzałem i niestety, zwiastuny pokazują zbyt wiele, zwłaszcza, że pokazano tam urywki właśnie najlepszych momentów. Może też za dużo ich się tych zwiastunów i klipów naoglądałem. Tak czy inaczej film to czołówka musicali!
Oczywiście, że nie ;) Tylko że teraz trailery streszczają cały film, pokazując do tego WSZYSTKIE najlepsze momenty. Idąc do kina na film wyobrażałem sobie, że twórcy zaskoczą mnie jeszcze przynajmniej jedną świetną sceną musicalową, a doszedłem do wniosku, że urywki wszystkich takich scen widziałem już w zwiastunach.
Wszystkie moje uczucia nt. tego filmu w jednej recenzji, gratuluje i dziekuje :)
Może właśnie dla wielbiciela musicalu ta banalna historia wydaje się wspaniała, dla mnie to wszystko było infantylne i przewidywalne. Nie mówię, że film beznadziejny ale jestem jak najdalszy od zachwytów. Nie wiem dlaczego całość, która byłą prostą historią została aż tak rozciągnięta. Nie czułem tej magii, ani romantyzmu. A całość to była taka ramota trochę. Takie filmy to robiło się w latach 50.
Przekaz- czysty, oczywisty- i to chyba motor napędowy wszystkich musicali. Film od pierwszych ujęć porywa swoją prostotą, zdecydowanie wyznaczonym kierunku i barwnymi nutami, które wpadają w ucho i serce na długi czas. To dwie godziny, które przenoszą nas w świat tak bardzo realny, a jednak z bajki- jutro idę po raz drugi, a co- marzenia realizować trzeba, a reszta się spełni:-)
ja chyba widzialam inny La La Land , w ktorym na bank nie gra Ryan Gosling ! piekna recenzja a pomylka aktora...
Tak , bardzo tak , przepraszam . Znow pomylilam tych aktorow : Ryan Gosling z Ryan Reynolds .Mam z tym ogromny problem ...dla mnie sa identyczni .
Mimo , ze roznica wieku tych panow 10 lat , dalej ich myle.
...a 3 osoby wyszły wczoraj z kina po 15 minutach..Och... :(
Recenzja z 100% oddaje moje odczucia <3
Człowieku, wkręć się do filmwebowej redakcji. Masz pióro, masz spostrzegawczość godną miliona widzów i, co najważniejsze, potrafisz przelać emocje na klawiaturę. Śledzę Cię też na fejsie i naprawdę, doceniam talent. Nawet jeśli nie zawsze zgadzam się z Twoimi opiniami, a zdarza się to co jakiś czas, to jednak konstruktywnie działa na mnie ich czytanie. To tak à propos doceniania pisaniny.
Biorąc jednak "La La Land" na warsztat. Muszę powiedzieć, że nie spodziewałam się arcydzieła. Ale je dostałam i jest to tym słodsze. Film obejrzałam już dobry tydzień temu, przeciętne kino po tym czasie nie zostawiłoby śladu; no ale to film Chazelle'a – tak jak i "Whiplash" robi fenomenalne wrażenie. Nie mogę się go pozbyć z głowy. Ogłuszająco wspaniała (!!!) ścieżka dźwiękowa Hurwitza, zdjęcia Sandgrena, klasyczna choreografia, fabuła utrzymana w pastelowej barwie uczuć – niby prosto, ale to przecież o artystach. Wszystko tu rozpieprza mnie na milion kawałków i łamie serce. I pójdę do kina kolejny raz, złamię je znów. To jest film, który wskrzesza tradycyjny musical i łączy go ze współczesną kinematografią. Film złożony w hołdzie sztuce i każdemu, kto jest w stanie ją dostrzec.
Finał spinający całą historię, piękny. . . Tak jak piszesz to on oddaje i podkreśla przekaz filmu. U osoby która odnajduje w nim siebie pozostanie na długo w pamięci...
Uwielbiam Twoją recenzje:) w sam punkt! Miałam dokładnie te same oczekiwania i takie same przeżycia... fantastyczna recenzja rewelacyjnego filmu.
Dla mnie super zrobiony musical. Przepiękne zdjęcia i jazz :D Ciekawa choreografia..taka wdzięczna historia miłości dwojga ludzi z marzeniami jakich.. wiele, ale to jest samo życie: najpierw wiosna, później lato, melancholia jesieni i kiedy wszystko się kończy i umiera - przychodzi zima :] by później znów mogła nadejść wiosna! Bardzo dobra gra Stone, Gosling nie miał za wiele miejsca by się popisać, ale lubię jego styl, ma w sobie jakiś taki dziwny i pociągający urok, energię w sobie, że zawsze go pozytywnie odbieram.
Emma momentami naprawdę mnie wzruszyła. Ryan chyba najbardziej mnie urzekł w "Miłości Larsa" :]
Podsumowując: polecam, bo piękny film. Dla mnie rewelacja, dlatego, że tak powinno się robić tego typu filmy. Poza tym MUSICAL to najlepsza forma pokazania miłości dwojga ludzi: w końcu te wszystkie emocje najlepiej wyrazić w tańcu przy dobrej muzyce !! :D
Każdy ma swój La La Land... dwie magiczne godziny w innym, lepszym wymiarze. Przepiękny film, znakomita muzyka, bajkowe obrazy, a Emma i Ryan rewelacyjni.
Świetny tekst :) Dzięki tobie mam ochotę zobaczyć „Parasolkami z Cherbourga”.
A co do "la la land" to masz absolutną rację. Urzekł mnie swoim urokiem.
Macie może jakieś inne tytuły filmów o podobnym czarującym klimacie?
Ech... takich filmów już po prostu nie robią... I nie mam na myśli tylko musicali, ale ogólnie filmów. Już dawno nie byłam tak bardzo oczarowana żadnym obrazem. Od wizyty w kinie La La Land cały czas za mną chodzi. Łapię się na tym, że po jednym obejrzeniu w głowie zaplątały mi się wszystkie motywy muzyczne i wracają do mnie w różnych momentach dnia. A muszę stanowczo podkreślić, że nie jestem fanką musicali (i nie lubię jazzu), ale staram się być otwarta na różne gatunki filmowe. La La Land ma w sobie to "coś"... Moja początkowa ocena (mocne 8) urosła do 9 i... muszę go obejrzeć raz jeszcze :) W pełni zasłużone nominacje Oscarowe. Mam nadzieję, że na nominacjach się nie skończy :)
Jak się cieszę że w końcu widzę pozytywne emocje związane z tym filmem. Ja jestem oczarowana . Film dla mnie jest po prostu mistrzostwem . Cudownie ukazane emocje głównych bohaterów,piękna muzyka i fantastyczne zdjęcia. Dla mnie nominacje do Oskarów są w pełni zasłużone choć wiem że nie wszyscy tak myślą. Recenzja bardzo dobra.
Ja również zachwycam się filmem i muzyką, zastanawiam się nad wycieczką do LA "śladami scen z LA LA LAND":-)
Absolutnie zgadzam się z Twoją recenzją! Być może sprawdziłam się jako grupa docelowa, w którą celowali twórcy, może zadziałała magia starego kina studyjnego, może w ten dzień i w okresie życia, w którym jestem po prostu potrzebowałam takiego filmu. Ale prawda jest taka, że "La la land" totalnie mnie oczarował... wciągnął do swojego kolorowego i magicznego świata. Przez cały seans nie mogłam oderwać wzorku od ekranu zachwycając się piosenkami, pięknymi ujęciami, kolorami, konstrukcją historii i świetnie wyczuwalną ekranową chemią między bohaterami. Po zakończeniu filmu pozostały w mojej głowie piosenki (wciąż łapię się na podśpiewywaniu "City of stars") oraz mnóstwo refleksji odnośnie marzeń, przyszłości, miłości...
Mam te same odczucia... Minął tydzień od kiedy byłam w kinie na "La la Land", a ja nadal nie mogę się pozbierać po końcówce... Niesamowicie mnie przejęła :(
smutne jest to jak da się w dzisiejszym świecie kierować gustem ludzi. pójdzie taki kowalski na ten film do kina nasłuchawszy się wcześniej, jakie to dzieło, 14 nominacji do oscara, 7 złotych globów i potem siedzi na sali i na siłę doszukuje się tego artyzmu, kunsztu, czy jak to nazwać a tymczasem ten film to artystyczna i intetelektualna pustka.
Te nagrody lecą NA ŁEB NA SZYJE W OSTATNICH LATACH, zawsze tam było sporo układów i liczyła się kasa wydana na promocje filmu ,ale w tym roku to przesadzili z tym lalalandem. Film może nie jest bardzo zły, ale tez to nie jest żadem wybitny film, totalny przeciętniak jakich powstaje wiele. Aktorstwo nie najlepsze do musikalowych klasyków Deszczowa piosenka czy Jezus Chrystus superstar to się nie umywa,tam był poziom tak wyśrubowany śpiewania czy tańczenia z parasolem ,ze to coś słabe. Do najbardziej znanych romansów tez poziomem nie dobija. Jakiś totalnie beznadziejny nie jest ,ale na tyle nominacji i tyle oskarów na pewno nie zasłużył bo teoretycznie to niby najbardziej prestiżowa nagroda filmowa świata, ale teraz to już naprawdę teoretycznie. Jak wiadomo to raczej układy wewnętrzne przemysłu filmowego w USA o tym decydują. Nagrodami nie ma się co sugerować bo nie są żadną w tej chwili wykładnią poziomu filmu.Dodatkowo od paru dni klikam na ocene 5 i nie zapisuje sie raz kliknełam na 6 zapisało sie cofnęłam, znowu klikam na 5 nie zapisuje sie czyżby zablokowali oceny poniżej 6 , bo za duzo było złych ocen tego filmu, nie wiem fakt jest taki ze 6 weszła a 5 juz nie? Dla mnie przeciętny, przewidywalny , sztampowy czyli typowo oskarowy film ostatnich lat.
Z tymi ocenami to prawda? jeśli to tak to już nigdy nie zasugeruję się oceną z fw.
W końcu mi weszła ta ocena po paru dniach hehe, ale mam wrazenie cos KO0MBINUJA PRZY TYCH OCENACH, bo inaczej nie umiem tego wytłumaczyc co sie działo jak chciałam ocenic 5 i ocena nie wchodziła.
Strzelałbym raczej w oszczędności na pracownikach i informatykach tej strony.
Ostatnio z ocenami wykombinowali takie coś http://www.filmweb.pl/user/filmweb/blog/578272
Często jak biorą się za poprawki to zaczynają wyskakiwać błędy.
to tez moze byc , nie zaprzeczam, tylko mi bład nie wyskakiwał, po prostu ocena sie nie zapisywała, bo czasem wyskakuje jakis bład a tutaj sie kreciło w kółko i nic
Bredzisz bo co? znowu merytoryczny komentarz, który potwierdza ,ze jakis nierozgarniety jestes intelektualnie, ale w końcu jak podoba ci sie taki film to nic dziwnego . Za rok o tej samej porze to znana sztuka teatralna, wystawiana w teatrach całego swiata od dawna i sfilmowana. Oczywiscie o tym nie wiesz, , wątpie czy to w ogóle oglądnałes , dla ciebie za trudne i za nudne, dla ciebie jest lalalnd , dla mnie Za rok o tej samej porze, był kiedys teatr telewizji polski, który to wystawiał, byłam na tym w teatrze na zywo i oglądnęłam film. Twoja ocena mnie nie obchodzi, ja wiem co mi sie podoba i dlaczego , wystawianie oceny filmowi tylko dlatego zeby mi zrobic na złosc słabe. ja nigdy nikomu nie napisałam wystawiłąm filmowi ,który ty ogładnełes 1 i nigdy tego nie zrobie mam inne kryteria oceny filmow. Lalaland to film słaby, ze słabym , nudnym scenariuszem , słabo zagrany przez aktorów, nie nowatorski, po prostu prosty film, który mnie przynudził , ziew, ale o czym ja moge z toba dyskutowac jesli twoim argumentem jest bredzisz .Nie jestes godzień.
Na moje oko "bredzisz" tyczyło się twojej teorii spiskowej na temat oceniania filmów. Nie wiem jak mogłeś to tak bardzo przekręcić.
heh moze tak moze nie, nie mogłam sie powstrzymac s zczególnie ,ze to nie była pierwsza taka wypowiedź owego osobnika, wzgledem moich wypowiedzi typu , słabe to i tyle, to troche mało wiec nie wiem do końca jak to interpretować, gdyby to była pierwsza to bardziej bym sie przychyliła do tego co napisałes,ale ,ze któraś z kolei, moze nie tymi słowami ,ale w tym stylu wiec mam prawo róznie to interpretowac
Myślisz, że te wszystkie pozytywne opinie to tylko dlatego, bo kierowane gustami innych ludzi? Nie ośmieszaj się. Ja oceniam ten film wysoko, bo bardzo mi się podobał, historia jest tu naprawdę prawdziwa i odczuwałem emocje bohaterów, a reżyseria jak na 30-latka jest wybitna. Sam spróbój nakrecić lepsze romansidło.
Doskonała recenzja! Trzymam kciuki za Oscara dla Emmy! Bo bardzo ja lubię i totalnie zasłużyła
Twoja recenzja dokładnie oddaje moje odczucia po obejrzeniu tego filmu.
Zgadzam się w 100%.
Dodaję La La Land do listy ulubionych.
bardzo trafnie napisane, podpisuję się pod tym :) I mimo, że nie przepadam jakoś szczególnie za tym gatunkiem filmowym, to z kina wyszłam oczarowana.
Zapraszam na moją recenzję:
https://blogbooksandbeauty.wordpress.com/2017/02/06/la-la-land-czysta-przyjemnos c-ogladania/
hehe miałem sam przelać coś na filmweb po obejrzeniu La La Land ale wszedłem na portal i okazało się że ktoś już napisał to co ja myślałem:)))Zgadzam się w 100% z recenzją a może i nawet w 200%
Co jest kojącego w tym, że puentą filmu o dwójce zakochanych marzycieli jest fakt, iż marzenia można spełniać samotnie, na własną rękę?
Który moment w filmie o tym mówi? Bo ja tam żadnego takiego nie dostrzegłam a film obejrzałam trzy razy. To główni bohaterowie postanowili dążyć własną drogą, gdyż mieli inne cele i marzenia.