Gra aktorska,klimat,muzyka owszem świetne ale..sama fabuła,scenariusz..jak dziewczyna
może być z chłopakiem który miał romans z jej matką??i myśląc że ją zgwałcił przychodzi do
niego bez nienawiści i jeszcze zostaje i dalej wszystko ładnie sialalala...czy tylko mnie
wydaje się to niepojęte??nie mam w zwyczaju zachwycania się jakimś filmem tylko dlatego
że w opinii reszty świata ma on miano kultowego,klasyka itp.itd..Umiem myśleć
samodzielnie i zachowania postaci w tym filmie wydają mi się absurdalne..ja się w każdym
razie cieszę że dla mnie takie postępowania nie są ''normalne''.
Czytając teraz z osłupieniem
wypowiedzi pod tematem ''Matka czy córka'' dochodzę do wniosku że film ten zachwyca głównie płeć
męską która postrzega go na zasadzie ''fajnie miał chłopak najpierw popukał mamuśkę potem córusie
ostatecznie wybierając oczywiście młodszą.Faaajnie,fajnie.''Ehhh...
Ale przecież Ty ją uogólniasz - jako typowe męskie spojrzenie.
To nie jest film o "pukaniu", ale też nie sądzę, żeby ktoś tak go intepretował tylko dlatego, ze jest facetem.
Odnoszę się do tych konkretnych Panów i ich wypowiedzi, wiem że nie każdy facet odbiera ten film tak jak to napisałam powyżej i nie każdy wziąłby udział w tej ''dyskusji''.Wypowiedzi tych jest jednak sporo i one oraz ich treść,skłoniły mnie do opinii że film ten podoba się głównie facetom którzy postrzegają go jako opowieść o ''pukanku mamusi a następnie córusi''.
Jeśli poszukasz innych panow, znajdziesz inny klucz:
http://www.filmweb.pl/film/Absolwent-1967-1042/discussion/O+czlowieku%2C+ktory+n ie+wiedzial+czego+chce...,768519
Agama dokładnie tak jak Ty odebrałem ten film. Takich rzeczy się nie wybacza i nie jestem w stanie zrozumieć, jak można postępować tak jak w filmie. Dla mnie jest to film absurdalny i również myślę, że większość doszukuje się w nim nie wiadomo czego i że chwalą dlatego, że czują, że muszą tak robić.
aggama - masz całkowitą rację. Film został okrzyknięty arcydziełem, skusiłam się, miałam wielkie nadzieje, naprawdę się gotowałam na ten film, a okazał się "tylko dobry". Filmem prawie wyłącznie zachwycają się panowie, i nie mam wątpliwości, że ze względów, które Ty tutaj wspomniałaś. Podobne wrażenie miałam po Ostatnim Tangu w Paryżu. Emocje w tym filmie prawie nie istnieją, oprócz chłopięcej chuci, czy w efekcie zauroczenia, najpierw panią Robinson, a później jej młodszą kopią, z którą chłopiec mógł być wreszcie równy (bo pani Robinson niestety nie dorównywał). Kobiety w tym filmie są ukazane jedynie jako realizacje chłopięcych, a później męskich fantazji, stąd nie spodziewałabym się bezmiernego zachwytu ze strony kobiet, bo wiedzą one, że tak relacje damsko-męskie nie wyglądają. Bezkrytycznie akceptująca romans z własną matką Elaine jest konceptem, co najmniej, nierzeczywistym. Nie wspominam nawet o ich pierwszej randce, kiedy to zabrał ją do klubu ze stripteasem, po której to randce większość kobiet wrzuciłaby takiego faceta do śmieci. Summa summarum, film jest realizacją chłopięcych mrzonek, trochę żenujących, mówię z własnego, kobiecego punktu widzenia. Jest on arcydziełem, ale chyba tylko dla chłopców z niezrealizowanymi tęsknotami. Duże rozczarowanie. :/
"Filmem prawie wyłącznie zachwycają się panowie, i nie mam wątpliwości, że ze względów, które Ty tutaj wspomniałaś..."
Odrobina wątpliwości jednak by się przydała.
"Bezkrytycznie akceptująca romans z własną matką Elaine jest konceptem, co najmniej, nierzeczywistym."
Oczywiście, co więcej - w filmie nieobecnym.
W sumie nie wiemy jakie były relacje Elain z matką. Także nie wiemy, czy Elain kiedykolwiek uwierzyła matce, bo wychowując się przy niej, istnieje mozliwośc, iż wcześniej poznała jej cynizm, zakłamanie i mogła jej nie ufać. W sumie jedna ze scen sugeruje, że Elain niekoniecznie uwierzyła Pani Robinson, jeszcze zanim spotkała się z Benem, moment kiedy wyjeżdza na studia, nie żegna się z matką, co sugeruję, że ma z nią napietą relacje. A w filmie mało było nagości, seksualności, więc wątpie , żeby Panowie się tym sugerowali...współczesne produkcje pod tym względem oferują o wiele więcej
to szkoda, że takie drobnostki nie były pokazywane. nie mówię, że wszystko krowie na rowie i nic do domyślania się, ale właśnie mogliby pójść bardziej w sferę psychologii postaci, analizy relacji... jakoś tak za szybko tu wszystko przemknęło i zanim zdążyłam się zorientować, o co właściwie chodzi i kto czego naprawdę pragnie, do czego dąży, a z czym się zgrywa - już ta brała ślub z jakimś nie wiadomo kim, a ten już porywał sprzed ołtarza :D
Po prostu do Elaine dotarło, że była manipulowana przez matkę. Nie zostala wiec z "gwałcicielem", ale z mężczyzną, którego pokochała.
To już jest osobny temat czyli relacje między Elaine i jej matką.Bo dlaczego bardziej wierzy facetowi niż własnej matce?ale nie darze tego filmu aż taką sympatią żeby mu poświęcać aż tyle uwagi i na siłę dorabiać filozofię.Większości się podoba,ok.,mi nie.Dla mnie koniec tematu.
Początkowo wierzyla przeciez matce. Czyli było OK, tak? ;) Ale wchodzenie w doroslość to takze próba spojrzenia na relację matka-córka na nowo, wydobycie sie z relacji zależności.
Co do "filozofii". Nie ma potrzeby niczego "dorabiać na siłę". Jest film, są interpretacje. Jeśli obronią się w toku dyskusji, mają prawo do istnienia.
Dla mnie to o czym piszesz zostało pokazane w bardzo powierzchowny i prosty sposób no ale nie jest to w końcu dramat psychologiczny i głębokie studium dorastania.
Pewnie chodzi o rywalizację między samicami o samca i tu relacje matka - córka ulegają diametralnemu przewartościowaniu (zresztą to naturalne ze matka "przegrała rywalizację" z facetem)
Tylko że po American Pie nikt wielkiego dzieła się nie spodziewa ani nikt go (chociaż?) za takie nie uważa.Z założenia jest to kolejna głupiutka amerykańska komedia.
nie dziwie sie ze aggama ma takie spostrzezenia na temat tego filmu , bo nie które sceny moga dziwic ja natomiast sobie tłumaczyłem ze panienka uwierzyła w tłumaczenia Benjamina którzy zaprzeczał ze zgwałcił jej matke( no co głópia zakochała sie uwierzyła mogła uwierzyc w koncu znała benjamina od dziecka i na tyrana nie wyglądał tylklo na zagubionego chłopca który nie wie jak wybrnąć z nie zręcznej sytuacji /znała tez swoją matke chciwa podstępna cyniczna i arogancka nie mogła tego nie doszczegac poprostu uznała ze matka kłamie /
mnie natomiast dziwi scena w kościele przeciez nikt ją pod ołtarz nie zaciągał to czemu zrezygnowała nagle ze slubu i uciekła z nim wczesniej Benjamin ją 100 razy pytał czy za niego wyjdzie a ta raz tak raz nie raz moze , az w koncu poleciała do innego no moze ją matka zmanipulowała ale tego w filmie nei pokazali/. ogólnie film dobry ,lubie go i genialna muzyka /
To że film jest uważany za klasyk nie znaczy że ja mam ''z automatu'' go za takiego uważać.Lubię się brać za takie ''klasyki'' i filmy ''kultowe'' które często są tak na prawdę mało wartościowymi filmami ale narzucany nam jest właśnie taki filmoklasykowy tok myślenia.Bez Dustina i muzyki film przeszedłby pewnie bez echa.
Zgadzam się, że czasami tak się zdarza. Ale nie w tym przypadku. Moim zdaniem ten cały hype wokół filmu nie jest bezzasadny :]
Kurcze tak kocham muzyke, tego wspaniałego duetu a jednak w tym filmie była jakaś wymuszona, i przez to jakoś straciła w moich oczach.
spójrz w ciekawostkach, kto maił początkowo grać główną rolę. ehm, przepraszam, kim są Ci panowie? ;P gdyby losy obsady inaczej się potoczyły, pewnie nie sięgnęłabym po Absolwenta. genialna muzyka, baardzo lubię 3 piosenki filmowe :)
Moim zdaniem to mentalność tamtych czasów, zauważ też że to nie zwykłe rodziny klasy średniej. Jestem w stanie to przełknąć tę "dziwność" choć chwilami rzeczywiście było trudno.
Świetna komedia, Dustin fantastyczny w tym swoim pierdołowatym zagubieniu. Fajny dramat, który nie kończy się wcale happy endem (smutne miny zamiast uśmiechów), pokazanie wchodzenie w dorosłość (Ben), miłość (Ben i Elaine), wyrachowanie (pani Robinson i rodzice Bena) itd, itp, dobra muzyka, fajna gra pozostałych aktorów = klasyk o ugruntowanej pozycji.
Postać Elaine to wydmuszka, zero emocji, nic o niej nie wiadomo i ma chyba jakiś kompleks związany z rzęsami. Ten film to już tylko element historii kina bo nic ponadczasowego w nim nie ma.
właśnie. kiedy oni się w sobie zakochali? na pierwszej randce? czy wtedy przypomnieli sobie, że kochają się od liceum? ;)
"Umiem myśleć samodzielnie i zachowania postaci w tym filmie wydają mi się absurdalne." W d... byłeś i g... widziałeś/łaś jeśli takie żeczy są dla Ciebie absurdalne. Pożyjesz trochą to może coś zobaczysz.
Przecież nie ma zbyt wielkiego znaczenia, czy fabuła jest bardziej czy mniej wiarygodna, jeżeli film jest tak doskonale zrealizowany. Rozkoszuj się formą, a treści daj spokój. To po pierwsze. Po drugie, myślę, że jednak nie masz racji, gdyż takie sytuacje na pewno mają miejsce, a jeżeli są nawet rzadkie, to tym bardziej zasługują na opisanie w filmie. Przecież dobry scenarusz potrzebuje dobrej intrygi. Po trzecie, film ten na pewno nie zasługuje na określenie "filmidło". Do takich na pewno zaś należy Aligator na przykład ;p. Jeżeli cała masa krytyków, widzów twierdzi, że ten film należy do kanonu, to nie jest to spisek ogólnoświatowy, albo zbiorowa halucynacja. Być może masz swój własny rozum, ale może za krótki, żeby docenić porządne kino.
''Być może masz swój własny rozum, ale może za krótki, żeby docenić porządne kino.''
Tiaaaak...z takim rozumowaniem na filmwebie staram się walczyć.I nie tylko.Nie podoba Ci się,znaczy że jesteś głupszy/gorszy itd.To chyba najgorszy i najbardziej niski argument jakim się można posłużyć.I nadal nie mam zamiaru ulegać opinii większości,bo to że większość uznaje coś za arcydzieło to nie znaczy że większość z automatu ma racje.Forma w jakiej zrobiony jest film Ci wystarcza,ok,minie nie.Każdy ma prawo do własnego zdania i szanujmy to.Szanujmy siebie nawzajem.Bo to jednak jest tylko film,tylko kino,''tylko'' ''tylko''..a gdzie nasze człowieczeństwo?
Oczywiście, że każdy ma praw do własnego zdania, ale zawsze będę piętował, jak zobaczę określenie w rodzaju filmidło. Wnerwiłem się i tyle.
Drogi chemasie albo mam haluny albo...ale czytając swoje wypowiedzi nie dopatrzyłam się słowa ''filmidło''.Spoko,spoko :)
Aaaaaaaa coś ,i się chyba przywidziało :) Padam do nóg i przepraszam, ale film jest dobry :)
aggama całkowicie się zgadzam, dodam jeszcze wielką miłość po jednej randce. zaiste wzruszające.
Równie dobrze możesz się śmiać z Romea i Julii - wielka miłość po jednym spojrzeniu.
Do autorki: tak bardzo pragniesz przedstawić innym swoją "oryginalną i odstającą od zdania większości" opinię, że tworzysz kolejny bezsensowny wątek. Czekasz aż ktoś cię zlinczuje za to że ci się nie podobało? Nie próbuj otworzyć oczu ludziom którym ten film się po prostu podobał.
Juxine- Romeo i Julia mieli po 14 lat (przynajmniej Julia) więc ich "przypadek" mnie akurat nie dziwi. A dyskusje są po to, żeby dyskutować, a nie żeby jedynie wychwalać pod niebiosa. Nie ogarniam niesamowicie emocjonalnego podejścia użytkowników, których tak bardzo bolą "oryginalne i odstające od zdania większości" opinie. Juxine jaki wg Ciebie jest sensowny wątek w takim razie?
Taki, który nie jest zaśmiecany wypowiedziami takimi jak twoja, zwrócona wyłącznie do mnie i nie wnosząca do tematu NIC.
Prawdopodobieństwo psychologiczne rzeczywiście nienajwyższe, ale tym obarczyć należy autora książki, na podstawie której ten film powstał, a nie twórców filmu. Co do sceny, o której wspominasz, to nie jest tak, że dziewczyna (Elaine) przychodzi do pokoju Benjamina "bez nienawiści". Właśnie jest maksymalnie wkurzona na niego i prosi go o to, żeby wyjechał z miasta, w którym studiuje i dał jej spokój. Dopiero z czasem zmienia swoje nastawienie. Inna sprawa, że jej reakcje wydają się mało wiarygodne, raz jest nastawiona maksymalnie na tak, później maksymalnie na nie, następnie znów na tak - twierdzi że kocha Benjamina, ale jednak pobiera się z innym, by na końcu znów zmienić zdanie. Mało prawdopodobne, by w świecie realnym ktoś o zdrowych zmysłach zachowywał się w podobny sposób.
"raz jest nastawiona maksymalnie na tak, później maksymalnie na nie, następnie znów na tak " - bo to jest film o dwójce młodych ludzi, którzy nie wiedzą czego chcą...
haha, jakbym czytała siebie. do-kła-dnie. i tak wyrażone właśnie idealnie, jak pomyślałam. ale widzę tu wszędzie w recenzjach, że film niby był komedią. tylko teraz filmweb przypisał mu gatunek "dramat obyczajowy" i też ja zawsze myślałam przez lata przed obejrzeniem, że to jakieś powalające na kolana ambitne głębokie arcydzieło. jeśli patrzeć na to jak na komedię, groteskę, jakiś pastisz, jakąś grę twórców z widzem... to na pewno pogląd na produkcję się zmienia. no, w każdym razie oglądało się przyjemnie, ale fabuła mnie pokonała ;D i nie zdążyłam się zżyć z bohaterami, nie rozumiem ich, nie znam i nie lubię i w ogóle "dalej wszystko ładnie sialalala" :)
Jeżeli prezentujemy tu poziom mając już pewne doświadczenia w zakochaniu, miłości lub małżeństwie to poziom tej dyskusji jest naprawdę płytki. Każdy film należy czytać w kontekście czasów w których się narodził to raz.
Jak dla mnie film jest wybitny i temat też jest wybitny. Musiałbym napisać esej żeby to uzasadnić ale akurat mi się nie chce i powodów też nie widzę. Dodam, że jako nastolatek wałkowałem ten film do znudzenia. A mojej dziewczynie obecnie żonie pokazałem go jako pierwszy do obejrzenia razem i choć odniosłem wrażenie, że nie do końca go nie zrozumiała obejrzała z zaciekawieniem.
Film porusza podstawowe problemy jak: nie istniejące małżeństwa emocjonalnie i tego konsekwencje oraz miłość młodych na przekór wszystkim i rzeczywistości, karierze oraz zwycięstwo tej miłości (dokładnie zakochania) nad wszystkimi błędami z przeszłości. I to jest dla wszystkich młodych a raczej powinien być kanon układania sobie życia. Nie byłoby potem 40% rozwodów, 20% wzajemnych tortur bo dzieci, bo majątek bo co powiedzą itp. Miłość trzeba budować razem i w trudach a nie na gotowcu podanym od rodziców. Inaczej nie będzie wiele warta i nie przetrwa pierwszych lepszych wiatrów.
owszem porusza, ale powierzchownie, można powiedzieć, ze je muska. rozumiem, tak kiedyś wyglądały filmy. i na tym rzecz polega- film nie wybija sie ponad epokę, w której powstał (nie licząc muzyki, która jest świetna :)). a skoro jest taki typowy to trudno mi go nazwac klasykiem.
wlasnie ta fama szkodzi mu najbardziej, bo inaczej stwierdzilabym, ze to dobry film (nie liczac pewnych dluzyzn i nie wchodzac w "wytłumaczalność" dzialań postaci)- i w pewnym sensie kulturowo edukacyjny, bo przedstawia klimat i styl tamtych czasów.
Napiszę brutalnie - może jeśli się ten film zacznie analizować używając mózgu, a nie innej części ciała, to wychodzi, że jednak niedociągnięć jest więcej niż tzw. geniuszu. Polecam!
Akurat teraz sobie go po wielu latach jeszcze raz obejrzałem i w zasadzie się z Twoim wpisem zgadzam. Film się dość przyjemnie ogląda, nie powiem, warto dodać, iż został nakręcony w specyficznym czasie, gdy szalała już tzw. rewolucja obyczajowa, czyli pisząc oględnie, kult "wolnej miłości" - taki eufemizm na uczłowieczenie promiskuityzmu. Przecież wielu męskich widzów chciałoby choć raz i z tą dojrzałą, i z tą młodą;-)
Choć można doszukać się wątku nie możliwości pogodzenia się z upływającym czasem. Na przykład, gdy mamuśka stoi zmoknięta w kącie pokoju, zdruzgotana, gdy uświadamia sobie, że chłopak i tak w końcu wybierze młodszą, a cały ten romansik z o połowę młodszym (w filmie) zagubionym, choć prostodusznym młodzianem to tylko oszukiwanie siebie samej.